
źródło: pixgood.com
Na samym początku pracy zaprzyjaźnionej nauczycielki niemieckiego w ogólnokształcącej szkole muzycznej dyrektor przestrzegł ją: “tylko ich nie ciśnij, oni mają ważniejsze rzeczy na głowie!…”.
Wyjeżdżając jako nastolatka z orkiestrami za granicę byłam zwykle jedyną osobą, która nawiązywała znajomości się z kolegami z innych krajów – reszta nie potrafiła się dogadać.
Znajomi z różnych zakątków Polski, zapytani o poziom nauki języków obcych w ich szkołach i na uczelniach muzycznych, zgodnie odpowiadają: “beznadziejny”.
Przeraża mnie to bardziej niż wszystkie inne braki w polskim systemie edukacji muzycznej razem wzięte.
Sama praktycznie wszystko, co osiągnęłam jako muzyk, zawdzięczam znajomości języków (w równym – lub wyższym!! – stopniu co ćwiczeniu). Bez niej nie poznałabym nauczyciela, który przekonał mnie, żebym spróbowała studiów muzycznych, gdy miałam całkiem inne plany. Nie przebrnęłabym przez licencjat i dwie magisterki w Szwajcarii (a tym bardziej nie ukończyła ich z wyróżnieniem). Nie mogłabym uczyć się od ulubionych muzyków i profesorów, koncertować w kilkunastu krajach, grać w angielsko-, niemiecko- i rosyjskojęzycznych orkiestrach, rozmawiać z solistami i dyrygentami, jeździć na zagraniczne kursy i festiwale, dawać lekcji gdziekolwiek jestem. Odkąd pamiętam, muzyka i języki przeplatały się w moim życiu i wzajemnie nakręcały.
Język jako środek do celu, nie cel sam w sobie
Nawet jeśli nie planujecie studiów za granicą ani międzynarodowej kariery – język jest w dzisiejszych czasach niezbędny w naszym zawodzie.
Każdy szanujący się muzyk współpracować będzie kiedyś z zespołem/dyrygentem/solistą/profesorem (itp., itd.) z zagranicy (chyba że szczytem jego marzeń jest chałturzenie po wiejskich weselach).
W obliczu tego, jak mały jest dziś świat, nieznajomość języków to strzelenie sobie kulą w łeb. Nie tylko zmniejsza diametralnie ilość możliwości pracy, lecz przede wszystkim: ogranicza w rozwoju!
Znając choćby tylko angielski (ale porządnie!), możesz przykładowo:
- czytać Bulletproof Musician i inne mądre strony/blogi dla muzyków, jakich po polsku NIE MA! (poza moim, haha 😉 )
- czytać/słuchać/oglądać wywiady z ulubionymi wykonawcami
- oglądać filmy dokumentalne o muzykach
- oglądać nagrania z lekcji i kursów z najlepszymi nauczycielami (np. na YouTube czy stronach edukacyjnych typu violinmasterclass.com)
- czytać tematyczne książki (nieprzetłumaczone na język polski) i czasopisma (np. Strings)
- jeździć na kursy, konkursy, tournee za granicę i nawiązywać inspirujące (tudzież użyteczne!) znajomości.
Masz horyzont poszerzony o 1000%: niemal wszystkie informacje (z każdej dziedziny) dostępne są na wyciągnięcie ręki w takiej czy innej formie po angielsku. Po polsku – wielu z nich ze świecą szukać.
Niemiecki jest bardzo przydatny, bo to w niemieckojęzycznych krajach jest najwięcej pracy dla instrumentalistów – no i kultura muzyczna jest na znacznie wyższym poziomie niż u nas, co czyni je fajnym, stymulującym środowiskiem do nauki.
Włoski i francuski – żeby rozumieć oznaczenia w nutach bez biegania po słowniczek muzyczny. 😉 (We Włoszech jest ponadto mnóstwo małych acz “międzynarodowych” konkursów muzycznych, na których łatwiej coś wygrać niż np. w Polsce, a co nieźle wygląda w życiorysie 😉 .)
Każdy inny język też jest dobry, choćby dlatego, że ułatwia nauczenie się kolejnego. Gdy rozumiemy mechanizmy gramatyczne funkcjonujące w dwóch różnych językach, szybko opanujemy te rządzące trzecim.
Jak uczyć się języków?
…Możesz wpisać to zdanie w Google – wyskoczy dwa i pół miliona wyników. Napisano na ten temat opasłe tomy, a ilość dostępnych kursów i metod jest wręcz przerażająca.
Ciekawe, że przy takim dobrobycie informacji system nauczania języków w szkołach nadal zdaje się mijać z celem. (Poprawcie mnie, jeśli się mylę..!) Poza nielicznymi nauczycielami-pasjonatami, którzy stosują ciekawsze i skuteczniejsze metody, znaczna większość każe Wam pewnie – jak za moich czasów – wkuwać słówka na pamięć i uzupełniać zeszyciki ćwiczeń, zamiast zmuszać do wyjścia ze skorup i mówienia, mówienia i jeszcze raz mówienia.
Mając takich, a nie innych nauczycieli uczyłam się angielskiego, drukując i tłumacząc sobie teksty piosenek Spice Girls. 🙂 I korespondując: najpierw z nieznajomymi “penfriendami” zza oceanu (sprawdzałam wtedy w słowniku mniej-więcej każde słowo), a potem z przystojnymi Włochami poznanymi na wakacjach. Niemieckiego nauczyłam się “w praniu”, na uczelni. (Nigdy nie zapomnę pierwszego wykładu z historii muzyki. Nie rozumiałam NICHTS.) No i miałam chłopaka Niemca, który w którymś momencie przestał ze mną rozmawiać po angielsku – genialne posunięcie pedagogiczne 😉 . Teraz rozszerzam swoje angielskie słownictwo o terminy muzyczne, a w wolnych chwilach namiętnie słucham darmowego podcastu na iTunes, który bezboleśnie porządkuje mi w głowie mój marny włoski. I staram się zamienić parę słów in Italiano ze znajomym Makaroniarzem za każdym razem, gdy go spotkam.
Poniżej kilka mało naukowych, acz przetestowanych wskazówek, jak przyswoić sobie język obcy (tudzież wspomóc suchą, teoretyczną naukę w szkole).
Obowiązkowo:
- Oglądaj filmy w danym języku. Z napisami. (Absolutny zakaz filmów z lektorem/dubbingiem!!!) A najlepiej: raz z napisami i po raz drugi bez napisów. Poza wchłanianiem języka, nauczysz się czegoś o kulturze i zwyczajach danego kraju.
- Czytaj. Książki, gazety, czasopisma, bajki dla dzieci, notki i artykuły w Internecie, statusy znajomych na Facebooku. Nie musisz tłumaczyć sobie każdego słowa – z biegiem czasu coraz więcej będziesz rozumieć z kontekstu i poprzez porównanie.
- Słuchaj piosenek w danym języku. Do znudzenia. Znajduj w Internecie ich teksty i próbuj zrozumieć. Śpiewaj razem z nimi: utrwalą Ci się całe zwroty. (Chciałabym móc dodać, że klasyczne pieśni, arie, opery itp. też są super – niestety wydaje mi się, że poza tymi w języku włoskim, raczej nie są. Większość innych języków śpiewacy muszą modyfikować, by wspomóc ich rezonans… Angielski jest tu najlepszym przykładem – ten w operze nie ma nic wspólnego z tym mówionym, nawet, gdy wykonawcy są anglojęzyczni.)
- Podróżuj. Łap każdą okazję, by pobyć trochę za granicą (ważne: z dala od Polonii!!!) lub wśród ludzi posługujących się językiem, którego się uczysz. Słuchaj uważnie; nie przechodź na angielski (chyba że to angielski jest na celowniku 🙂 ); próbuj się porozumieć – nawet, jeśli znasz tylko kilka słów!!!…
- Nawiązuj znajomości z kolegami z innych krajów i bądź z nimi w kontakcie mailowym, SMSowym czy Facebookowym. Proste „co słychać” sprowokuje odpowiedź w tym samym języku, co z kolei zmusi Cię do jej przetłumaczenia i zrozumienia (a najlepiej i do kontynuowania korespondencji w języku znajomego) – stąd do nauki jeden krok!
Inne miejsce do pisania (lub świetna opcja, gdy nie masz zagranicznych kolegów) to portale językowe typu Italki. Masz forum, piszesz, a nauczyciele lub native speakerzy korygują! - Słuchaj językowych podcastów (a dla bardziej zaawansowanych – audiobooków czy radia!). Osobiście uwielbiam Coffee Break (Italian), ale założę się, że jest mnóstwo innych fantastycznych darmowych materiałów w Internecie. Najbardziej lubię w nich to, że można ich słuchać w samochodzie (pociągu/tramwaju/autobusie/na spacerze) lub wykonując bezmózgie czynności domowe typu sprzątanie czy gotowanie: pieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu…!
Generalnie rzecz biorąc, Internet jest dziś absolutną kopalnią wiedzy, jeśli chodzi o języki. Nie rozumiesz zagadnienia gramatycznego? Zapytaj doktora Google. Chcesz posłuchać prostej konwersacji na przerobiony właśnie temat? Zajrzyj na YouTube. Są też całe kursy językowe w formie najróżniejszych programów online. Korzystaj!…
…I jeszcze kilka pomysłów dla bardziej zdeterminowanych 😉
- Przestaw język w telefonie (czy na komputerze itp.) na ten, którego się uczysz. (Z przyzwyczajenia będziesz wiedzieć, gdzie co jest, nawet nie rozumiejąc nic a nic!)
- Poprzyklejaj na meblach itp. karteczki z ich nazwami w danym języku.
- Poczytaj o narodowych potrawach w danym kraju. Próbuj ich wszystkich, gdy tam jesteś. Znajdź przepisy (prawdziwe, w danym języku!) i przyrządzaj dania według nich u siebie.
- Zapisz się do klubu językowego, jeśli taki istnieje tam, gdzie mieszkasz (nie przerabiałam).
- Bierz lekcje od native speakera, jeśli masz taką możliwość. (W sumie dziś każdy ma, przez Internet!…)
- „Zalajkuj” językową stronę (albo stronę z wiadomościami z danego kraju, itp.) na Facebooku. Będzie Ci spontanicznie dawkować język w małych porcjach.
…Nie mogę się oprzeć i napiszę również, co jest moim zdaniem stratą czasu, gdy uczymy się języka.
Nie warto:
- wkuwać słówek…
…bez kontekstu.
Gdy któreś będzie Ci potrzebne w krytycznej sytuacji – daję głowę o to, że nie będziesz mógł go „odkopać”. Ucz się ZDAŃ. ZWROTÓW. Wtedy użyte w nich słówka będą miały sens i zastosowanie i, co najważniejsze, prawdopodobnie zostaną Ci w głowie!
- uczyć się zasad gramatycznych na pamięć…
…w celach innych niż zaliczenie klasówki 😛 .
Osobiście nie cierpię (!) gramatyki. Tj. klepania jej zasad. Uważam, że jeśli otaczamy się językiem (przez co rozumiem słuchanie, czytanie i posługiwanie się nim) i czynimy to inteligentnie (czyli aktywnie myśląc, słuchając ze zrozumieniem, wyłapując elementy nowe i nieznane, porównując), to gramatyczne reguły przyswajają się same, w praniu. I niepotrzebna jest żadna wiedza teoretyczna, by je po jakimś czasie poprawnie stosować.
Sytuacja oczywiście jest trudniejsza, gdy nie mamy okazji pobyć w kraju posługującym się danym językiem. Wtedy pamiętajmy, by ucząc się jakiejkolwiek reguły (tudzież nowego czasu itd.) ułożyć sobie (i zanotować, i powtarzać na głos!) tyle przykładów, ile jesteśmy w stanie. Oraz szukać jej zastosowań. W tekstach, filmach, piosenkach. Musimy ją przetrawić, oswoić, zastosować: nie tylko wkuć!…
Podsumowanie?
OTACZAJ SIĘ JĘZYKIEM, wykorzystując wszystkie sposoby, zmysły i pomysły.
Nauka z męczącej stanie się fascynującą, a efekty będą widoczne.
…A przy okazji poprawisz swoje notowania jako muzyk. 😉